Życie jest fajne, kiedy się żyje.
Życie jest fajne, kiedy się żyje, a nie jak idziemy przez życie jak te żywe trupy, co niby są, poruszają się, wykonują czynności, ale życia w nich raczej nie ma. Takie ciało bez czucia, w częściowym rozkładzie.
Większość z nas żywymi trupami, jedni bardziej żywi, inni bardziej trupy.
Jak poznać, czy jestem żywym trupem?:
- nie czuję szczęścia, radości, miłości itd. albo to co nazywam nimi, wcale nie dodaje mi energii, i nie wypełnia życia=jest jakąś mdłą koncepcją umysłową
- nic mi się nie chce, albo często mi się nie chce=moje ciało w energetycznym rozkładzie
- nie mam motywacji do życia=umysł nie ma pomysłu na życie
- nie odczuwam nigdy lub prawie nigdy przyjemności
- robię wszystko bo: należy, powinno się, muszę, nie wolno i takie tam…=robotem jestem
- zapi*dalam jak dziki samochodzik i nie umiem się zatrzymać=uciekam przed doświadczeniem chwili=mój układ nerwowy jest mega zestresowany.
- moje ciało jest bez życia, słabe, bez energii
- mam dużo energii, ale to automat, konieczny, żeby energię wywalić=układ nerwowy przepełniony jak solidnie nadmuchany balon.
- bezrefleksyjne życie, nieświadome=bardzo charakterystyczne, nastała „Noc żywych trupów”
- powtarzalne, niekreatywne, nudne i bez polotu
- bez celu, bez głębi, bez znaczenia….
- bez czucia….
Od czego zacząć? Pozwolić sobie poczuć!
Życie bez czucia jest tępe i puste. Dać sobie poczuć nawet niewygodę, trudności, prawdziwie i głęboko poczuć. Pooddychać. Zrzucić kajdany ograniczeń, lęków, ograniczających przekonań, mechanizmów obronnych. Uwolnić się z kaftanu bezpieczeństwa założonego i zaciskanego od wczesnych lat dzieciństwa. Dać się porwać chwili, marzeniom, jak trzeba to rozpuście. Wyjść poza schemat…dotychczasowy, niemodny. I już! Ale proste…….
Ahoy!
Krecik
