SE Kraków
Bardzo lubię oglądać bajki, kreskówki. Ile tam mądrości podanych na talerzu….
Ostatnio oglądając Kung Fu Pandę, syn: „Jak mówi mistrz Shifu „czym więcej bierzesz tym mniej masz””. Cudowne.
A, że dużo ostatnio w moim życiu umysłowym kręci się wokół tematu dawania, to zdanie to szczególnie przykuło moją uwagę…..
Czym więcej dajesz tym więcej masz.
Czym więcej bierzesz tym mniej masz.
Dawanie i otrzymywanie jest tym samym.
Dając otrzymujesz.
Dając otrzymujesz od kogoś przyjęcie Twojego daru.
Kiedy dajesz z głębi serca, nie czekasz na zwrot, tutaj nic nie trzeba wyrównywać. Bzdurą jest, że trzeba wyrównać, żeby nie pozostawać w długu. Jeśli dajesz z serca, to już to, że Twój dar został przyjęty jest zwrotem. Nic więcej nie trzeba….Kiedy daję prawdziwie, to sam fakt, że ktoś przyjął budzi moją wdzięczność. A odczuwanie wdzięczności samo w sobie jest wystarczające.
Dawania trzeba się nauczyć, ale jeszcze bardziej przydałoby się nauczyć przyjmowania.
Życie nas nauczyło, że dawanie jest transakcją. A to nie prawda. Transakcja jest transakcją. A dawanie jest dawaniem. Kiedy dajesz to nie wchodzisz w transakcję, kiedy wchodzisz w transakcję, to nie dajesz a handlujesz.
Czym więcej bierzesz tym mniej masz.
Branie, a otrzymywanie. Ogromna różnica. W świecie opanowanym przez ego i oddzielenie, uczy się nas od urodzenia, żeby iść po swoje, brać co nam się należy.
Poczułam ostatnio tą niesamowicie subtelną, a jakże wyraźną różnicę między dawać i brać, a dawać i otrzymywać.
Brać jest o wyciąganiu niecierpliwej ręki i czekaniu na to czego ja chcę i co mi się należy.
Otrzymywać jest o otwartości na czyjeś dawanie.
W braniu jest zawsze jakiś niesmak, jakaś nutka agresji, jakaś inwazja, najazd. Tu są oczekiwania, spełnione, spełnione w części lub niespełnione. Każde coś budzi….Żadne nic głębokiego. Branie często łączy się z tym, że chciałam coś dostać, z nastawieniem na cel, na osiąganie. W braniu dochodzi do zatracenia kontaktu z JA, nasycić może się jedynie małe ja. Ale to chwilowe, bardzo szybko przemijające, gasnące, pozostawiające po sobie jedynie kurz.
W otrzymywaniu jest delikatność, wdzięczność, serce. Tu nie ma celu, jest otwartość. Nie ma czekania i oczekiwania. Jest bycie. Przyjmowanie. Akceptacja i łagodność. W otrzymywaniu dochodzi do wzrostu, do kontaktu z JA. To jest trwałe, podnosi na duchu, dodaje wiary, wzbudza miłość, radość, spokój, ukojenie. Zostaje po tym trwały ślad w sercu.
Zastanawiam się jakby to było żyć w świecie, gdzie nikt nie bierze, a wszyscy dają i otrzymują.
Pięknego dnia przepełnionego dawaniem i otrzymywaniem Ci dziś życzę.
Naszła mnie ochota, żeby napisać o Driverach. Sama często się do nich odnoszę we własnym swoim życiu, kiedy zauważam, że coś zaczyna mną szarpać, coś ciągnąć, pchać lub napinać i jakieś niejasne uczucie mówi mi, że to wcale nie ja. Że ten przymus, to jakiś dziwny mechanizm, wyuczony, przejmujący kontrolę nade mną i moją wolną, niezależną wolną.
Drivery…
Stworzone przez T. Kahlera, należą do Analizy transakcyjnej. Dziś chciałabym się przyglądnąć, co się dzieje w ciele moim i Waszym kiedy drivery przejmują nad nami kontrolę.
Od razu zaznaczę, że praktycznie każdy z nas je ma 😉, z reguły nawet więcej niż jeden, ale jeden najbardziej dominuje, najczęściej przepycha się przez pozostałe. Ja osobiście noszę w sobie wszystkie 😉 Yupeeee!!! Dlatego podejmę się tego karkołomnego zadania, żeby sprawdzić, co dzieje się w somie, kiedy się uaktywniają.
Jednocześnie zapraszam do dyskusji. Jeśli, jak ja, bardzo lubisz Drivery, albo jeśli odnajdziesz w nich swoje części, albo Twoje doświadczenie z nim jest w czuciu inne niż moje, zachęcam do dyskusji w komentarzach…Ależ jestem ciekawa Waszych doświadczeń!
Zaczynamy…
Drivery, jest ich pięć, to automatyczne zachowania, tendencje wewnętrzne, polecenia przymusowe, których uczymy się i przyswajamy od wczesnego dzieciństwa, a które później nieustannie powielamy, w różnych sytuacjach. Są to pewnego rodzaju głosy wewnętrzne, które każą nam zachowywać się w określony sposób. Kiedy przejmują nad nami kontrolę, przestajemy świadomie działać, a zaczynamy być jak małe robociki. Tworzą one specyficzne napięcia w ciele, wytwarzają oczekiwania w stosunku do siebie, a raczej do swojego zachowania. Poniżej, krótka ich charakterystyka, ale tylko w takim zakresie w jakim przysłuży się w codziennej praktyce i do dzisiejszej analizy somatycznej. Jeśli masz chętkę na więcej, bo można o driverach o wiele więcej powiedzieć i napisać, to na pewno znajdziesz czego potrzebujesz w otchłani Internetu.
1.DRIVER: „SPIESZ SIĘ!”. Mój ulubiony 😉 Charakteryzuje się pośpiechem, bez przywiązywania wagi do jakości wykonywanej czynności. Osobom pod wpływem tego drivera, nieustannie brakuje czasu, robią wszystko na ostatni gwizdek, spóźniają się, są cały czas zajęte. Innych oceniają jako powolnych, ślamazarnych, nudnych. Same są bardzo efektywne, ale nie potrafią cieszyć się życiem i brakuje im refleksyjności. Ciekawe dlaczego 😉 ?
Ten driver to nieustanne ciągnięcie do przodu, do aktywności, to taki ruch w przed siebie, napięcie, które możemy rozładować jedynie w działaniu. Zatrzymanie powoduje nerwowość, napływ myśli do głowy, jakiś może rodzaj paniki, że co teraz? Co mam zrobić? Dla mnie ten driver jest o odczuwaniu w ciele takiej rwącej energii niepokoju, którą możemy odczuć jedynie w tym momencie zatrzymania, kiedy ten driver właśnie na nas działa. Nie da się tego zrobić na sucho. Powiedzieć, a ok, teraz to musze szybko to i to….a potem usiądę w wyznaczonym czasie i w ciele przeanalizuję. Wymaga zatrzymania się TERAZ. I odczuciu całego dyskomfortu jaki się z tym zatrzymaniem wiąże. Wymaga zrezygnowania z przymusu działania. W tym driverze jest też dla mnie wiele z tego, że musze być pierwsza, muszą szybciej niż inni, bo coś mi umknie, coś zostanie zabrane. Moment zatrzymania daje możliwość odczucia prawdziwego napięcia, które się chce rozładować. Jeśli jednak nie zatrzymamy się, to będzie jak z każdym katharsis: napięcie-rozładowanie-napięcie-rozładowanie. Taki uzależniający wzorzec, z którego nie da się wyjść poprzez rozładowanie. Jedynym wyjściem jest zmiana. Tą zmianą jest zatrzymanie i pozwolenie sobie poczuć, co tam się wewnątrz kryje.
A jak Ty w sobie czujesz driver „Spiesz się!”? Jakieś inne refleksje?
2.DRIVER „BĄDŹ PERFEKCYJNY/DOSKONAŁY!” – Osoby kierowane przed Driver „Bądź perfekcyjna/y!” wszystko co robią, chcą robić idealnie i same chcą takie być. Cechuje je pedanteria i dbałość o najmniejsze szczegóły. Skupiają się na detalach tracąc ważniejsze aspekty. Uważają, że ich zasady i oceny są ponad innymi. W innych ludziach często widzą zbyt niskie standardy i niedbałość. Są mało spontaniczne i brakuje im radości, naturalności i otwartości. Ciężko im czerpać z życia przyjemność. Wynika to ze sporego deficytu dziecka naturalnego.
Ten driver, to dla mnie ogólne napięcie wewnętrzne, takie trzymanie się na baczność, duża sztywność. Spore napięcie w górnej części ciała. W emocjach wstyd, który może pojawić się nawet na myśl o tym, że świat może zobaczyć jakąś niedoskonałość, jakąś nieodpowiednią reakcję np. stres przed wystąpieniem publicznym, odnaleziony błąd na skrupulatnie przygotowanej pracy, odkrycie jakiejś niekompetencji lub rysa na wyglądzie zewnętrznym. To taka nieustanna uwaga na każdym detalu siebie. To dla mnie często o pojawiającej się myśli…”może kolejne certyfikowane szkolenie” 😉, pod którą kryje się przymus osiągnięcia doskonałości, pod którym z kolei kryje się wielkie „nie jestem wystarczająca”. Między tym „nie jestem wystarczająca”, a „muszę być doskonała” jest przestrzeń. W tej przestrzeni jest miejsce na decyzję. Tam można ją podjąć. Poczuć, jak to jest odczuwać wstyd, gorąco w ciele, zakłopotanie, to ciągnięcie pod ziemię kiedy chcę się tam zapaść. I tam też jest ten moment, kiedy można poczuć, że tego ciągnięcia już nie ma. Tego nie da się odczuć, ulegając driverowi, pozwalając mu kierować swoim życiem. Wymknąć się spod wpływu drivera. Pozwolić sobie na odczucie w ciele swojej niedoskonałości. Miareczkować, pendulować i doświadczyć tego, że bycie niedoskonałą jest częścią doskonałego życia, swobodnego i radosnego.
3.DRIVER: „BĄDŹ SILNY!”- Osoby kierowane tym driverem są całkowicie samowystarczalne, zdystansowane, niezależne, biorą na siebie bardzo dużo obowiązków, przeciążają się i nie dają sobie prawda do odpoczynku. Nie proszą o pomoc. Nie okazują emocji i są zdystansowane emocjonalnie w stosunkach z innymi ludźmi. Unikają wchodzenia w bliskie relacje. Nie mają kontaktu z emocjami. Mogą o nich mówić, ale są to umysłowe koncepcje, a nie mówienie o prawdziwych odczuciach. Innych ludzi postrzegają jako nieodpowiedzialnych i mało stabilnych. Same są niezawodne i rzetelne.
Driver „Bądź silny!” to u mnie w ciele zbudowanie takiego muru na granicy własnej skóry i otaczającego świata, to takie napięcie na powierzchni, które emituje komunikat: „uwaga, nie zbliżać się!, jestem sama i dam sobie radę”, warstwa pokryta cienką, ale solidną powierzchnią z lodu. A wewnątrz takie napięcie w ramionach, może lekko uniesionych, a w środku lęk, że nie mogę zaufać, że i tak będę odrzucona. I przybywający z pomocą Driver, który zapewnia, że dam sobie radę. I daję. Oczywiście, że daję. Ale podążając za nim nigdy się nie przekonam, że jednak mogę zaufać. To wymaga zatrzymania się, kiedy „Bądź silna!” właśnie przejmuje kontrolę. Wtedy pojawia się napięcie, jakaś bezbronność, narażenie na zranienie, poczucie zależności. Myśląc o tym Driverze widzę te wszystkie dzieci, które wywróciwszy się na rowerze, hulajnodze, czy innych rolkach, czując potrzebę otulenia usłyszały: „Wstawaj! Bądź silny/a! Dasz sobie radę!” I dają. Ale przecież nie muszą, może mogą poczuć ciepło pomocy innej osoby. Poczuć, że nie są same, że nie muszą być same. Zatrzymując się w tym Driverze ryzykujemy ogromny żar rozczarowania, opuszczenia, samotności. Tak może się zdarzyć. Ale może też się zdarzyć inaczej, że poczujemy, że już nie musimy być same/i, że jest ktoś i wtedy poczujemy takie ciepło w górnej części klatki piersiowej – to aktywuje się nasz nerw błędny brzuszny, zaangażowanie społeczne, przez lata zamrożone. Może się rozmrozić, jedynie kiedy dopuścimy tam innego człowieka.
4.DRIVER: „SPRAWIAJ PRZYJEMNOŚĆ!” – Osoba kierowana tym Driverem koncentruje się na zaspakajaniu potrzeb i dogadzaniu innym, przywiązuje nadmierną wagę do relacji, kosztem swoich potrzeb i granic. Zawsze stara się być miła i uprzejma, co wprowadza pewne napięcie i sztuczność. Postrzega ludzi jako niemiłych i nieprzyjemnych. Sama jest z jednej strony postrzegana jako bardzo uprzejma, a z drugiej niedostępna emocjonalnie, a jej obecność powoduje jakieś dziwne napięcie.
Ten Driver jest dla mnie o schowaniu siebie bardzo głęboko w ciele, gdzieś między splotem słonecznym, a kręgosłupem, pozostawiając na zewnątrz dużą ilość warstwy plastikowej, nieprawdziwej, jakiejś nierzeczywistej. Trochę jakby obudować się balonem, którym przecież nie jestem, ale ładnym, uśmiechniętym, miłym w obyciu, bezpiecznym. To taki lęk schowany głęboko, który woła, że taką jaką jestem nie mogę się pokazać, lepiej nie ryzykować pokazania złości, smutku, zazdrości, irytacji. Lepiej być akceptowaną powierzchownie, niż nieakceptowaną do kości. Wiąże się z bolesnym napięciem na twarzy i oczami bez wyrazu. To skupienie się na innych i zadawalanie ich, jest formą rozładowania, zyskania pozornej sympatii i miłości. Ten driver jest dla mnie o nieustannym zasługiwaniu, które buduje napięcie w ciele w obecności innych. A to napięcie emituję na zewnątrz. Z jednej strony chcę zasłużyć i wychodzę do ludzi, z drugiej strony nie chcę, żeby ktoś zbliżył się do mnie, bo może zobaczyć, to czego nie chcę pokazać. Poczucie ciągnięcia do ludzi i jednoczesne ich odpychanie. Nie da się inaczej. Trzeba się zatrzymać kiedy ten driver zaczyna działać. Tu nie ma miejsca na: „tylko zrobię wszystkim kawusię”. To jest ten moment, właśnie TERAZ. Nie zrobię. I poczuję jak napięcie rośnie, jak odzywa się ukryty w ciele lęk, jak powoli zaczyna się uwalniać, z miejsca w którym był stłamszony tymi wszystkim zrobionymi dla wszystkich kawusiami, pierogami, ciastami, przysługami. Lęk, że jak nie zrobię, to jakby mnie w ogóle nie było, jakaś pustka. I wtedy przyjdzie pełnia. Zamiast drivera, świadomość, że wszystko mogę ale nic nie muszę.
5.DRIVER: „STARAJ SIĘ!” – Osoby z tym driverem dużo i ciężko pracują. Wkładają w życie wiele wysiłku. Robią wiele rzeczy na raz, jednocześnie wielu z nich nie kończąc, co wiąże się z brakiem rezultatów. Mimo dążenia do nich, rzadko realizują swoje cele. Lubią porównywać się z innymi i z ich osiągnięciami, to rodzi zazdrość i frustrację. Często oscylują między skrajnościami: biernością i nadmierną aktywnością. Stąd dużo energii marnują. Na świat i na siebie patrzą poprzez czarno-białe oceny: sukces-porażka, lepszy-gorszy, bogaty-biedny, wartościowy – bezwartościowy.
„Staraj się!” jest dla mnie o tym, że w celu zasłużenia, muszę się strać doskoczyć, ciągle wyżej, ciągle lepiej, ciągle…. Jest on też o porównywaniu się z innymi, żeby móc się spozycjonować i jakoś określić swoją wartość. To taka ciągła mobilizacja do walki, a jak mobilizacja do walki to duży napływ energii i może to być przyjemne poczucie mocy. Ale w tym staraniu nie da się być nieustannie, więc energia osiada, opada i upadek. W momencie starania ciało wypełnione nadzieją, przypływ energii, ekscytacja odczuwana w różnych zakamarkach. Przyjemność, lekkość, cała klatka piersiowa w ekscytacji. Ale za tym nieuchronnie kryje się lęk przed porażką, wstyd. Wysoki energetyczny haj nie trwa długo, wypala się jak papier . Później uciążliwe staranie poganiane wysiłkiem woli. Napięcie wewnętrzne. Wchodzenie w coraz to nowe aktywności, podejmowanie ciągle nowych wyzwań np. usłyszę fajny pomysł i od razu chcę realizować, nowa okazja do wzięcia i od razu się angażuję, jestem wszędzie tam, gdzie mogę się pokazać, zaistnieć. I nagle….zjazd. Układ nerwowy wyczerpany, zajechany, zdrowie siada, samopoczucie też. Drivery są o tym, że mamy pewien przymus wewnętrzny. Musimy być aktywni, działać, starać się. Tam nie ma wolnej woli ani świadomości, nawet jak tak nam się wydaje. Odpuścić staranie, pozwolić opaść ciału, które pod wpływem drivera w nieustannym oderwaniu w górę. Uziemienie, ugruntowanie, stabilizacja. Dopiero tu możemy poczuć się bezpiecznie. W bezruchu, bezdziałaniu, bezstaraniu. Pozwolić ciału osiąść, zakorzenić się i być, naładować spokojną i zrównoważoną energią, a nie gwałtownym, napędzanym Driverem jej napływem.
Staram się nieustannie sobie powtarzać i zgodnie z tym żyć, że Somatic Experiencing, to przede wszystkim praktyka. Nieważne ile kursów skończę, na ilu warsztatach byłam, jeśli moim życiem kierują nieustannie Drivery, jeśli nie zauważam ich w pierwszym momencie kiedy się pojawią, nie zatrzymam się, nie zrezygnuję z nich, nie odpuszczę, to one nadal będą mną rządzić, a Somatic Experiencing Practitioner okaże się jedynie ładnie brzmiącym hasłem na dyplomie.
Taka dziś autorefleksja i życzenia dla tych, co przebrnęli przez tą tonę e-papieru i dla tych, którzy nie przebrnęli, prawdziwych somatycznych doświadczeń, świadomych i wolnych od Driverów😉
Zapraszam do zapoznania się z artykułem mojego autorstwa „Straciłam pożądanie! Coś ze mną jest nie tak?” na www.miastokobiet.pl
Link tutaj: https://www.miastokobiet.pl/stracilam-pozadanie-co-ze-mna-jest-nie-tak/
lub poniżej jeśli taka forma przystępniejsza….
Straciłam pożądanie! Coś ze mną jest nie tak?
Z ogromnym prawdopodobieństwem, po przeczytaniu tego artykuły stwierdzisz, że nie!
Bardzo duża liczba par zgłasza się na terapię z powodu zbyt niskiego pożądania jednego z partnerów. I z reguły, choć nie zawsze, osobą z tym niższym, albo całkiem zerowym poziomem pożądania jest kobieta. O czym to świadczy? Czy jest z nią coś nie tak?
Ania jest w relacji z Tomkiem. Kiedyś było miło, fajnie, seksualnie i gorąco, ale od długiego czasu para boryka się z takim scenariuszem: Tomek czuje pożądanie i chce seksu. Ania nie odczuwa pożądania. Tomek odczuwając pożądanie, dąży do bliskości seksualnej. Ania czuje się naciskana, nadal nie ma ochoty, albo ma jej nawet mniej. Tomek zaczyna się frustrować, bo czuje się niekochany, odrzucany. Ania czuje się źle z tym, że nie potrafi poczuć pożądania, ale cóż, nadal go nie czuje, a naciski są dla niej ogromnie stresujące. Podobnie brak pożądania Ani jest stresujący dla Tomka. Ania zaczyna mieć poczucie, że coś z nią nie tak, ma poczucie winy. Panuje między nimi nieprzyjemne napięcie. Ania obawia się, że Tomek jakąkolwiek oznakę bliskości np. pocałunek, odbierze jako zachętę do seksu, więc woli się wstrzymać. Bliskie to twojemu doświadczeniu? Jeśli tak, to koniecznie przeczytaj.
Pożądanie responsywne i spontaniczne
Zacznijmy od tego, że są dwa rodzaje pożądania. Pożądanie spontaniczne, czyli takie które się pojawia, w odpowiedzi na jakiś, nawet najdelikatniejszy bodziec: myśl, wspomnienie. Włącza się szybko i prawie automatycznie pojawia się podniecenie, ale też może pojawić się później, albo w ogóle. Ale jest jeszcze drugi rodzaj pożądania, pożądanie responsywne. Różni się od spontanicznego tym, że narasta dopiero w atmosferze seksualności i/lub bliskości np. podczas dotyku, masażu, całowania, dotykania, spędzania ze sobą czasu w intymności. Wtedy podniecenie rośnie i pojawia się pożądanie. Oba z nich są całkowicie normalne, zdrowe i mogą być tak samo satysfakcjonujące. Para z naszego przykładu nie wie, że u Tomka pojawia się pożądanie spontaniczne, a u Ani z reguły pojawia się pożądanie responsywne.
Napięcie jest odpowiedzią na to, że zarówno Tomek i Ania uważają, że jedynym zdrowym wzorcem jest pożądanie spontaniczne, nie wiedzą że istnieje pożądanie responsywne i nie świadczy ono wcale o tym, że Tomek jest nieatrakcyjny dla Ani, ani że z Anią jest coś nie tak, bo nie odczuwa pożądania spontanicznego. Ania odczuwa pożądanie do Tomka, ale w innych okolicznością ono się aktywuje.
Temperament seksualny
Typ pożądania może być zmienny, często na początku partnerzy odczuwają wyższe pożądanie spontaniczne, z czasem to się może zmieniać, z reguły się zmienia, ale niekoniecznie musi. Kobiety, w raz z trwaniem relacji, mają większe skłonności do odczuwania pożądania responsywnego. Dlaczego tak się dzieje? Jednym z powodów może być temperament seksualny. Jest on związany z charakterystycznym dla danej osoby działaniem układu nerwowego w dwóch płaszczyznach: wrażliwości na pobudzenie seksualne i hamowanie pobudzenia seksualnego.
Wrażliwość na pobudzenie
Są osoby, które są bardziej wrażliwe na bodźce seksualne, a inne mniej. Będzie to oznaczać, że ta pierwsza osoba więcej bodźców odczuje jako pobudzające i aktywuje pobudzenie. Osoba z drugiego bieguna, będzie potrzebowała tych bodźców dużo więcej. I jedna i druga jest zupełnie zdrowa. Podobnie z płaszczyzną hamowania.
Wrażliwość na hamowanie
Są osoby, które mają bardzo wrażliwy system hamowania, czyli niewielki bodziec hamujący np. stres czy obecność dzieci za ścianą, będzie obniżać pobudzenie seksualne. Dla osoby z mało wrażliwym hamulcem, mało który bodziec będzie obniżał poziom pobudzenia. Zapewne nie zdziwią statystyki, które pokazują, że mężczyźni mają bardziej wrażliwy system pobudzania, kobiety hamowania. Dodać należy fakt, że u większości osób stres uruchamia system hamowania, ale nie u wszystkich. U niektórych stres aktywuje pożądanie.
Różnice w związku
Wyobraźmy więc sobie, że u Ani dominuje pożądanie responsywne. Ma wrażliwy system hamulców, co jest całkiem normalne, zdrowe i średnio wrażliwy system pobudzania, co jest całkiem normalne i zdrowe. U Tomka dominuje pożądanie spontaniczne. Ma mało wrażliwy system hamowania i podobnie jak u Ani średnio wrażliwy system pobudzania, co wszystko jest całkiem normalne i zdrowe. Czyli system pobudzania taki sam, ale inne rezultaty, ponieważ Ani system hamowania aktywuje się szybciej i częściej, a samo pożądanie aktywuje się w odmiennych warunkach. Oboje są zdrowi i normalni, są po prostu inni. Można tutaj wpaść w pułapkę, że tylko jedno jest normalne, a drugie ma zaburzenia, co po pierwsze, nie jest zgodne z prawdą, a po drugie nie prowadzi do niczego dobrego.
Można też, biorąc pod uwagę te różnice, zacząć organizować swoje życie seksualne tak, żeby zarówno jedno jak i drugie czerpało jak największą satysfakcję z życia intymnego i seksualnego.
Ania i Tomek na nartach
To tak jak z nartami. Tomek uwielbia jeździć, nadchodzi zima i każdy zimowy szczegół aktywuje jego apetyt. Zobaczy śnieg, pragnie na narty. Usłyszy świąteczną piosenkę, pragnie na narty. Ania bardzo lubi jeździć na nartach, uwielbia, ale nie odczuwa spontanicznego pragnienia. Dopiero jak znajdzie się na stoku, czuje wielkie wow, jest cudownie, lubi nowe trasy, ale tak jak sobie siedzi w domu, niekoniecznie ma ochotę na wyprawę. Tomka nie zatrzyma nic, nie przeraża go planowanie wyjazdu, pakowanie, znajdowanie opieki dla dzieci, zmęczenie, czy cała lista obowiązków, która znacznie urośnie, po weekendzie przeznaczonym tylko na narty. Ania przeciwnie, sama myśl o organizacji wyjazdu, proszeniu dziadków o zaopiekowanie się dziećmi, pakowaniu – nie, to nie nastraja jej pozytywnie. Co może tutaj nastąpić? Tomek może się złościć na Anię, oceniać, że nie chce z nim jechać, budować na tym swoje pretensje, może czekać, aż Ania w końcu sama zapragnie pojechać, będzie pełna entuzjazmu i energii. To może nigdy nie nastąpić. Ania za to może budować w sobie opór, szukać każdej wymówki i pielęgnować urazę. Ale możne też stać się inaczej. Tomek może zorganizować wyjazd i opiekę nad dziećmi, spakować, co trzeba i zarezerwować odpowiednie miejsce, czyli to co dla niego nie jest żadną przeszkodą, a co pozwala stworzyć super warunki do wyjazdu dla Ani. Ania może zrezygnować z budowania muru i otworzyć się na tę propozycję. Co więcej, będąc na miejscu, Tomek może zaproponować Ani, że jeśli nie będzie miała ochoty na narty, to mogą posiedzieć w knajpie na stoku, napić się piwa, albo herbaty i popatrzeć na góry, bez presji na jeżdżenie. Bez nacisków. Jak myślisz? Ania będzie siedzieć i pić herbatę? Czy skusi się na slalomik po stoku? A może nawet nie będzie musiała się skusić. Może sama wstanie wczesnym rankiem, popatrzy naokoło, poczuje wolność od codziennych stresorów, zobaczy przez okno góry i śnieg i już będzie tupała nogami przed drzwiami, kiedy Tomek jeszcze leniwie będzie wygrzebywał się z łóżka.
To wszystko jest zdrowe i normalne
Różnice w stylu pożądania, temperamencie seksualnych są i zawsze będą. Co więcej, każda z ich konfiguracji jest zdrowa. Szerząca się wokoło retoryka, że pożądanie samo przychodzi, a jak nie przychodzi, to coś jest nie tak, jest oparta na absolutnie nierzetelnych podstawach. Jest też bardzo szkodliwe, bo zakorzenia w nas przekonanie, że coś z nami jest nie tak. A to kolejny stresor, który uruchamia hamulec.
Presja, oczekiwania partnera wobec nas, ale i nas samych wobec siebie sprawiają, że mamy coraz mniejszy dostęp do pożądania, bo hamulec jest naciśnięty do oporu. Nie sprzyja to satysfakcji intymnej i seksualnej.
Jeśli więcej masz tak jak w podanym przykładzie, to jest z tobą wszystko ok, co więcej, z twoim partnerem też. Nie odczuwasz pożądania spontanicznego? W porządku. Tak masz. Chcesz z partnerem jechać na narty, mimo, że nie masz na nie TERAZ najmniejszej ochoty? Super. To wszystko da się poukładać. Powodzenia!
https://www.facebook.com/polskiestowarzyszeniesomaticexperiencing/posts/pfbid0kH3hMZM8fE3LM7DTmcPNbGrFK8XmtGVryDpanS4DsvMXLM7Q9Kkb1Pz5hrVeuiNzl
Emocje (Affect)-czwarty z elementów modelu SIBAM.
Ale zanim zaczniemy zapraszam do zapoznania się z pierwszym wpisem, wprowadzającym do modelu, tutaj:https://psychocialologia.pl/model-sibam/
A teraz O EMOCJACH!
Emocje nadmierne, za dużo emocji, nie czuję emocji, brak, pustka….
Emocje, które przytłaczają. Sprawiają wrażenie, że nic poza nimi nie istnieje. Czasem potrafimy się uzależnić od silnych emocji. Życie bez nich wydaje się puste. Silne emocje, jeśli nie są zakorzenione w odczuciach w ciele, żyją swoim życiem. Zdarza się, że nawet błaha sytuacja wywołuje w nas fale złości, smutku, wstydu…. Zalanie emocjami. Często świadczy to, o nadmiernie pobudzonej limbicznej części naszego mózgu, co często jest oznaką przeżytej traumie. Straumatyzowany, nadreaktywny umysł.
Czasem emocje same sobie żyją swoim życiem, jakby odłączone od nas. Żyją poza naszym ciałem. Zdysocjowane. Dlatego tak ważne jest połączenie ich z odczuciami z ciała. Odczucie felt sense, kiedy nachodzi nas złość, smutek, strach, poczucie winy, wstyd, radość, ekscytacja, współczucie, czy miłość. Dopiero wtedy kiedy emocje stają się częścią naszego cielesnego doświadczenia zaczynamy czuć się połączeni, zharmonizowani. Zaczynamy czuć się całością.
Ale też można od drugiej strony podejść do emocji. Niekoniecznie chodzi o uspakajanie ich, a o zwiększanie kontenera na nie. Bo przecież to wspaniałe odczuwać tak wiele! Czasem po prostu nie umiemy tych wielkich emocji pomieścić. Wyrzucamy je na innych, na świat, na otoczenie, a czasem kierujemy ich nadmiar ku sobie. Pomieścić więcej, oznacza umieć w pełnym połączeniu odczuć ich intensywność, w sobie, dla siebie….
Zdarza się też tak, że brak nam połączenia z emocjami. Nie ma ich. Nigdzie nie umiemy ich w sobie znaleźć. Pustka. Umiejętne łączenie się z odczuciami z ciała, powoli prowadzi nas do kontaktu z nimi. Bo może wcześniej odczuwanie ich było zbyt niebezpieczne, zbyt intensywne – trzeba było odłączyć się od nich. A może te emocje nie były pochwalane, były krytykowane, tępione. Nie pozostawało nic innego jak schować je gdzieś głęboko, żeby nie czuć.
Podobnie jak z pozostałymi elementami SIBAM, kontakt z emocjami i zakorzenienie ich w ciele jest niezbędny do pełnego odczuwania, czerpania z ich siły i mądrości.
Głębokiego odczuwania emocji zakorzenionych w ciele Ci dziś życzę.
Zachowanie (Bahavior)-trzeci z elementów modelu SIBAM.
Ale zanim zaczniemy zapraszam do zapoznania się z pierwszym wpisem, wprowadzającym do modelu, tutaj: https://psychocialologia.pl/obrazy-image-sibam/
A teraz do „zachowań”……zapraszam!
Zachowania, to wszystko to, co możemy zobaczyć na zewnątrz, do czego jako obserwatorzy mamy wgląd i wszystko to, co jako osoby pokazujemy na zewnątrz, zarówno świadomie, jak i nieświadomie. Czyli wszystko to co świat zewnętrzny może zobaczyć. I w sumie w kontaktach ze światem, ten aspekt modelu SIBAM, może wydawać się najbardziej kłopotliwy, bo to trochę jak książka. Poprzez nasze zachowania dajemy innym informację, co też u nas wewnątrz się dzieje. Dajemy, czy tego chcemy czy nie 😉
Ale to też informacja dla nas samych, co wewnątrz nas się dzieje. I szczególnie nad tym chciałabym się pochylić.
Zachowania to:
- ruchy wolicjonalne, czyli takie o których sami decydujemy, albo całkiem świadomie, albo odrobinę automatycznie, ale jednak możemy poddać je kontroli: gestykulacje, ruchy ciałem, dotykanie i pocieranie ciała itp.
- oznaki emocji, czyli wszystko to, co pokazuje jakie emocje się w nas kłębią np. mimika, pocenie się, czerwienienie, trzęsienie, uśmiech, wyraz oczu, ekspresja emocji na twarzy i ciele itp.
- postawa ciała: jej nawykowy wygląd i zmiany w zależności od sytuacji zewnętrznej; ruchy wskazujące na przygotowanie do walki: nachylanie się w przód, ruchy rąk w kierunku walki, lub ucieczki: odchylanie się, unikanie; ruchy poszczególnych części ciała, które pojawiają się w odpowiedzi na daną sytuację itp.
- reakcje autonomicznego układu nerwowego np.: trzęsienie się, ziewanie, zwężenie i rozszerzanie źrenic, zmiany w oddechu i biciu serca itp.
I tak obserwując swoje zachowania możemy czasem zauważyć, że oj dużo zachowań, dużo. Całe ciało przepełnione zachwianiami. O czym to może świadczyć? Może o dużym pobudzeniu, które potrzebujemy w jakiś sposób rozładować? I rozładowując to pobudzenie zachowaniami, tracimy z nimi głęboki kontakt, są tylko ruchami bez połączenia z czuciem ciała?
A może pojawiają się u mnie oznaki emocji: pocenie, czerwienienie, zniesmaczenie, a jakoś nie czuję emocji? Są oznaki, a emocji brak. Może to oznacza, że nie mam kontaktu z daną emocją? Może nie chcę jej czuć?
A może nagle w kontakcie z mniej lub bardziej przypadkowym człowiekiem zaczynam się garbić, kurczyć, chować w swojej skorupce? Boję się go? Albo kogoś kogo mi przypomina? A może wręcz przeciwnie, w odpowiedzi na czyjąś obecność prężę się i napinam, a szczęki i dłonie zaczynają się lekko zaciskać. Co to znaczy? Co się we mnie dzieje?
A może zauważysz napięcie i sztywność lub zwieszoną postawę bezradności, bezsilności? Może to być świadectwem udaremnionej reakcji walki lub ucieczki.
Przy dużej ilości zachowań, ich nadmiarze, warto zwolnić, dać sobie prawo do poczucia tego bodźca, z którego cała reakcja bierze początek. Połączyć się z odczuciami w ciele. Po nitce do kłębka. Po zachowaniu do źródła.
Przy niewielkiej lub całkiem niewidocznej ilości zachowań warto wprowadzić mikroruchy. Poczuć choć maleńki, mini ruszek wewnątrz, choć ten najdrobniejszy, uchwycić i nadać trochę więcej rozpędu, nie za dużo. Tylko tak odrobinkę i pozwolić, żeby reszta działa się sama…
Obserwowanie swoich zachowań może być cudowną, zagadkową podróżą. Odkrywane siebie i swoich zasobów, swoich ograniczeń i możliwości wynikających z przekroczenia ich.
Życia pełnego ciekawości odkrywani siebie Ci dziś życzę
Drugi element w modelu SIBAM to Image-Obraz. Określa wszystkie wrażenia zmysłowe (wzrokowe, słuchowe, dotykowe, węchowe, smakowe), które są skutkiem bodźców zewnętrznych. Odnosi się też do obrazów wewnętrznych. Są to wspomnienia, wizje, symbole, fantazje, które pochodzą od wewnętrznego bodźca np. myśli.
Życia doświadczamy zmysłami. W naszej codzienności obrazy składają się z wielu szczegółów. Zauważamy to, co nam się podoba i to co nas odpycha, słyszymy przyjemne dźwięki i te bardziej kłopotliwe. Odbieramy przyjemne bodźce dotykowe i te mniej. W elastyczny sposób pragniemy zbliżać się do tego, co przyjemne, a oddalać od tego co nieprzyjemne.
Obraz: zawężony z powodu wewnętrznego świata przepełnionego lękiem.
Zdarza się jednak tak, że w wyniku trudnych doświadczeń, nasze postrzegania świata się zawęża. Zauważamy głównie obrazy kojarzące się z niebezpieczeństwem. Wyłapujemy każdy szczegół, który mógłby świadczyć o zagrożeniu. I ten szczegół staje się naszym punktem centralnych, wokół którego budujemy przekonanie o świecie, o świecie który postrzegamy jako zagrażający. Dla przykładu, jeśli mam złe doświadczenie z psami, to może się zdarzyć, że idąc na spacer, głównie wyłapuję obecność psów, wypatruję ich nawet tam gdzie ich nie ma. Nieustanne czuję się zagrożona, bo może….
Obraz: z którym straciliśmy kontakt, oderwany i nierzeczywisty.
Może się też zdarzyć inaczej, że w ogóle nie wyłapujemy oznak zagrożenia, jesteśmy w tym punkcie zamrożeni. Nie zauważamy nawet ewidentnych oznak niebezpieczeństwa. Niejako „rozłączyliśmy” się od naszej zdrowej umiejętności zadbania o siebie. Nasz Element SIBAM-obraz, zamroził się. Nie wzbudzają w nas podejrzeń osoby, które faktycznie mają złe intencje w stosunku do ludzi. Nie zauważamy zagrożenia z ich strony. To może wiązać się z nieustannym popadaniem w tarapaty.
Obraz: sztywno sklejony z myślą, doznaniem, emocją
A może być jeszcze inaczej. Że za każdym razem kiedy pojawia się jakiś obraz automatycznie „przykleja” się do niego wrażenie, odczucie, myśl i cofa nas do wydarzenia z przeszłości. Dla przykładu: jeśli mam złe doświadczenia z dotykiem, to może się zdarzać, że jakikolwiek dotyk kojarzy się z nadużyciem. Automatycznie aktywują się doznanie, nieprzyjemne. Dotyk niejako „skleił” się z doznaniem albo z myślą. Nie ma tutaj zdrowej elastyczności, która pozwala nam reagować w zależności od jakości dotyku, od intencji dotykającego. Niezależnie od wszystkiego dotyk wzbudza określone doznania, może lęk, może prowadzi do zamrożenia, może do aktywowania reakcji walki lub ucieczki.
Trauma powoduje, że obrazy zawężają się, sklejają z innymi elementami SIBAM, tworząc automatyczne łańcuchy reakcji. Sprawiają, że chcemy unikać konkretnych obrazów, żeby nie cierpieć, nie doświadczać, nie przeżywać odczucia po raz kolejny, kolejny raz „tej” myśli. Tym zawężamy swój świat.
Co można zrobić?:
- poszerzać wizję, zauważać coś więcej niż tego psa w parku pełnym pięknych zaśnieżonych drzew i dzieci radośnie jeżdżących na sankach.
- zakorzeniać obrazy w ciele. Zapytać się siebie: „Jak moje ciało czuje ten obraz?”. „Co w moim ciele się zmienia kiedy widzę, słyszę, smakuję, czuję…”
- przywoływać pozytywne obrazy, po tym jak doświadczamy nieprzyjemnych…żeby ćwiczyć elastyczność układu nerwowego.
- i na deser, dla koneserów: śledzić z czym sklejają się moje obrazy. Podejrzewam, że każdy z nas ma jakieś skleiki. Ciekawa taka obserwacja. Bardzo ciekawa.
Już niebawem zapraszam do zaglądnięcia, do trzeciego elementu SIBAM!
A dziś ciała pełnego różnorodnych odczuć płynących z Obrazów, Ci życzę
Cisza.
Niezręczna cisza…
Cisza w napięciu….
Cisza złowroga….
Ciche dni….
W ciszy zaczynamy słyszeć te nasze myśli, których nie chcemy słyszeć. Na co dzień zagadane, zarzucone setką bezwartościowych zdań i konwersacji.
Cisza w towarzystwie. Często niezręczna. Jak się czujesz kiedy nikt nic nie mówi? Czy zastanawiasz się, że może wypadałoby coś powiedzieć? Może jakoś krępująco? A może nawet się nie zastanawiasz, ale za to Ty zawsze gadasz i gadasz? Dlaczego nie potrafisz pobyć w ciszy? Serio, masz tyle do powiedzenia? Serio, myślisz, że wszyscy z zapałem słuchają potoku słów? A może siedzisz w ciszy bez krępacji, ale za to zapadasz się w sobie, tracisz kontakt z ludźmi naokoło? Jakby ich w ogóle nie było? Uciekasz przed ludźmi w siebie? W swoją ciszę?
Dla mnie bycie z innymi w ciszy, jest jak papierek lakmusowy naszego kontaktu z drugim człowiekiem.
Bycie w ciszy i zobaczenie, co we mnie, w moim ciele się wtedy dzieje? Co w emocjach, kiedy cisza wśród ludzi? Co w myślach? Ale najważniejsze, co w ciele? Bo to ciało pokaże, to co w podświadomości siedzi. Może lęk przed bliskością? Może przed odrzuceniem?
Jeśli w ciszy, czuję napięcie w mięśniach, w trzewiach, dudnienie serca, potliwość, trzęsienie, pobudzenie, nerwową ruchliwość, swędzenie, niewygodę, napięcie w oczach, jeśli pojawiają się emocje: irytacji, złości, zaniepokojenia, rozdrażnienia, wstydu, skrępowania. W głowie pojawia się natłok myśli najróżniejszych: że nuda, że co to? Że kiedy to się skończy? Że bez sensu. Krytycyzm…. Wszystko to znaczy, że pod wpływem kontaktu aktywuje się mój współczulny układ nerwowy, czyli stres, czuję zagrożenie. Nie czuję się tutaj bezpiecznie? Dlaczego? Zapewne, to doświadczenie z dzieciństwa tak mnie warunkuje, nie to co tu i teraz. Najchętniej bym uciekłam, albo walczyła, żeby coś zmienić. Energia rośnie i nadyma się od środka.
Jeśli czuję wiotkość, brak czucia w ciele, zimno, bezruch, brak energii, nie zauważam innych ludzi, jestem pochłonięta sobą, skoncentrowana na sobie do wewnątrz. Jeśli w tym kontakcie czuję pustkę, rezygnację, zobojętnienie, bezradność, słabość. Jeśli brak tutaj emocji, płaski afekt-jak to się ładnie mówi w psychologicznym żargonie. Myśli odlatują we wspomnienia, historie, plany lub oderwaną od ciała medytację, to znaczy, że powolutku sobie dysocjuję, zamrażam się, oddzielam od kontaktu. Mój układ nerwowy w kontakcie z drugim człowiekiem jest przerażony. Ten kontakt jest dla niego trudny, musi się wyłączyć, odlecieć gdzieś, byle nie czuć….Energia opuszcza ciało, wycieka, albo zamrożona kostka lodu.
Nie poczujesz tego, kiedy ciszę zakryjesz słowami. Mówienie, kompulsywne mówienie jest mechanizmem, żeby sobie ulżyć, żeby wyładować pobudzoną energię. Mówienie, które nie ma celu. Jest mówieniem dla mówienia…kompulsja.
Kiedyś, dawno temu, w czasach, których nikt już nie pamięta, usłyszałam od ważnej dla mnie osoby: „jak ktoś się nie odzywa, to albo o nim pomyślą, że nie mówi, bo jest głupi i nie ma nic do powiedzenia, albo, że jest bardzo mądry i to co inni mówią, jest dla niego zbyt głupie”. Był to komentarz dotyczący mojego milczenia podczas spotkania w gronie większej ilości osób. I mimo, że wydał mi się dość dziwny, to jednak ważność osoby, która wypowiedziała, krytyka mojego milczenia zachowały się w pamięci. Czy od wtedy cisza stała się dla mnie trudna? A Może była już wcześniej? Może stała się później? Nieważne.
Bliskość nie jest o mówieniu. Najmocniej budujemy relacje w ciszy, w byciu, po prostu byciu z drugim człowiekiem.
Czy potrafisz być z kimś bez mówienia? W pełnym, okrąglutkim i tłuściutkim byciu? Bez słów?
Serdecznie zapraszam do wspólnej podróży w doświadczanie Ciszy.
Grupowa Sesja Rozwojowa „Cisza” czwartek 7.12.2023 godz. 19:00 Siódmy Kierunek, Kraków
Więcej informacji: https://psychocialologia.pl/wydarzenia-i-takie-tam/
Obserwuję. Lubię obserwować. Zawsze lubiłam. Obserwuję świat i siebie. Patrzę na ludzi i na siebie, do siebie i w siebie. I taka oto dziś mnie refleksja nachodzi.
Dużo z nas ma tak:
-usłyszymy jakiś pomysł, od razu za nim podążamy
-coś nas zainspiruje, od razu działamy, żeby zrealizować
-pojawi się jakiś pomysł w głowie, od razu trzeba działać
Żeby nie uciekło, żeby ktoś wcześniej nie podebrał pomysłu, żeby być tą/tym pierwszym.
Nawet jak Ci się wydaje, że to nie o Tobie, to jeśli masz we krwi ciągłe działanie, to jednak jest to o Tobie.
I o mnie, też to jest.
Taki przymus wewnętrzny działania.
Czyli cały czas do przodu, nie w tu i teraz. Do przodu, czyli do umysłu. Ciało nie potrafi wybiec w przyszłość. To umie tylko umysł. Mały umysł-Egoumysł, małe Ja. Czyli, wyobrażam sobie to tak, że ciało sobie działa tutaj, w tu i teraz, bo gdzie miałoby działać? A umysł wypruwa czołem, korą przedczołową, czy inną tam korą nową do przodu. Umysł, a za nim zwiędnięte, bez energii, wleczone na smyczy ciało.
I tu leży problem. Dobrze czujemy się jak ciało i umysł w harmonii, razem, w miarę w jednej przestrzeni. Czym dalej umysł od ciała, tym gorzej, na dłuższą metę, się czujemy. Ciało miotane przez pożądliwe małe Ja. Chaos. Brak energii. Bezsilność. Depresja. Pustka. Pomieszanie. Bezsens. Napięcie. Lęk. Przeplatane lub poprzedzone ekscytacją, mobilizacją, fascynacją, zaangażowaniem…
„On prowadzi egzystencję, w której uzyskuje tożsamość przez działanie, tworzenie czegoś. Pomysł, żeby po prostu być, musi być w jego przypadku usprawiedliwiony dokonaniami, a na ich temat przeżywa ciągły niepokój” mówi w jednej ze swoich superwizji Irvin Yalom. Mądrze mówi.
Co to oznacza? Że ciągle działając, nie jesteśmy. Bycie jest dla nas trudne, przytłaczające, nie potrafimy w nim być-uciekamy do umysłu, a ten wymyśla nam coraz to nowe pomysły, działania, akcje, wyzwania….cudowne, może ekscytujące, może absolutnie wyjątkowe, może niecierpiące zwłoki….
- Kolejne kurs do odbycia – małe Ja
- Kolejny pomysł na zarobienie pieniędzy-małe Ja
- Kolejny projekt do zrealizowania – małe Ja
- Kolejny wyjazd zagraniczny do pokazania na Social Mediach -małe Ja
- Kolejny certyfikat do uzyskania – małe Ja
- Kolejna sukienka do zawieszenia na plastikowym ciele – małe Ja
- Kolejne…….
Co warto zrobić? Jak zawsze. Zatrzymać się. Nie dać się uwieźć zawołaniom małego Ja. Zatrzymać się i poczuć napięcie, które w nas jest, kiedy nie podejmujemy wyzwania. To jest właśnie to napięcie, które każe nam działać. Wcale nie jest to żadna pasja, nieprawdopodobnie kreatywny umysł, dar, talent, czy realizowanie swoich marzeń czy potencjału. To jest nasze napięcie, nasze „nie” dla życia. Nasze poczucie, że nie zasługujemy, że musimy doskoczyć, być w jakimś sensie wyjątkowi, albo przynajmniej nie gorsi.
Oczywiście dla umysłu, który ucieka przed życiem, pomysł zatrzymania się jest żenująco mały, prymitywny, nudny, minimalistyczny i ograniczony. Tak musi sobie tłumaczyć umysł, który boi się zatrzymać. W końcu musi „wyjść z tego z twarzą”, musi zachować fason, spozycjonować się powyżej. Taki zabieg umysłu. Znasz to? Ja znam.
Od jakiegoś czasu uciekam przed takim działaniem. Zawsze się zastanawiam. Świadomie odkładam w czasie, żeby zakiełkowało to, co naprawdę ma zakiełkować, a obumarło to, co było chwilową podnietą. Leżą u mnie na półce 2 duże projekty. Leżą od jakiegoś czasu i czekają. Obserwuję je, badam. Pojawia się chwilowy zryw umysłu. Zostaję. Nie działam. Dalej się przyglądam.
Podczas realizacji wstępnej jednego z nich usłyszałam pewien męski głos: „Ale trzeba działać, bo konkurencja nie śpi” 😉
Mam ten przywilej i ogromną trudność zarazem, że mój umysł lubi pławić się w konfliktach (stąd też coraz rzadziej go słucham) i z jednej strony usłyszał, co powiedział Pan X, i już mobilizował się do działania. Z drugiej podszepnął szybko i z odrobiną pogardy: „Ale to żałosne. Nie planuję w żadnych Ego wyścigach uczestniczyć”.
Popatrzyłam na obie piękne manifestacje mojego małego Ja i postanowiłam pobyć z tym. Jestem już od kilku miesięcy. Nigdzie się nie spieszę, nigdzie nie planuję gnać, nie planuję nikogo wyprzedzać, ścigać się z małymi Ja innych osób. Tak sobie jestem.
A dziś życzę Ci zatrzymania, porzucenia wszystkich Ego pomysłów na siebie i życie, i po prostu bycia. Bycia Ci dziś życzę. Fajne ono.
Katarzyna, która ze wstydem musi przyznać, że małe, jazgotliwe Ja czasem zdominuje moje życie. Szczęśliwie coraz rzadziej.