Miałam dziś wizytę on-line, ginekologiczną. I temacik taki (kobiecy raczej): mam ostatnio bardzo krótki okres, zupełnie do mnie niepodobny. Mam na to swoją teorię, chcę ją potwierdzić badaniami-taki przypadek. Wierzę w mądrość ciała, wierzę, że wie dokładnie co robi. No i co? Dostałam skierowanie na TSH, prolaktynę FSH, LH i inne takie tam. I usłyszałam coś, co sprawiło, że w głowie aktywował się bullshit detector.
„Jak wyniki wyjdą wszystkie w normie, to trzeba będzie lekami wydłużyć cykl” ?!?!!?!?!?!
Tak na zdrowy rozsądek, pomyślałabym, że może się Pani pomyliło, ale nie. Nie chodziło o to, że jak będą wyniki poza normą, to trzeba będzie lekami coś tam, coś tam. Nie! Jak będzie wszystko ok, to „trzeba będzie lekami wydłużyć cykl”. Wowwwww.
Hmmm, ciekawe, po co naprawiać coś co działa dobrze? W normie, czyli zdrowa jestem….Po co naprawiać zdrowe zdrowie?
Przypomniał mi się film dokumentalny o baletnicy rosyjskiej, która poddawała się operacji wydłużania kości nóg, żeby…po paru miesiącach mordęgi, kalectwa, urosnąć!!!!! 2 cm!!!! Bo, jednak mieszcząc się w normie, chciała ze swoich 159cm, przekroczyć upragnione 160! Poprawić co dobre, co całkiem ok.
Przypomniała mi się moda za moich nastoletnich czasów, na anoreksję. Bo wtedy to norma w pewnych środowiskach była. Szczupłe, zdrowe niewiasty, chciały wejść w normę nad normami, stając się jednocześnie karykaturą normy.
Przypomniało mi się jak ten kto szczupły chce przytyć, ten co lekko pulchny ciągle na diecie, ten co blondyn chce być szatynem, szatyn, blondynem, a blondyn rudym…..no dobra, to ostatnie raczej rzadko się zdarza. Każdy mieści się w normie, ale zawsze coś tam można naprawić, coś ulepszyć, podciągną ć do jeszcze wyższej normy…zamiast cieszyć się tym co jest, zdrowiem.
Mój, bliski sercu przyjaciel, mój druh na drodze BBTRS, Hans powiedział kiedyś :”you are a bulshitt detector”. Tak, jak świania trufle, ja wyczuwam pierdolenie, z kilometra, z mili świetlnej, z Marsa wyczuję.
Pierdolenie, bo chce zabłysnąć…..
Pierdolenie, bo udaje kogoś innego….
Pierdolenie, bo zasłyszał i bezrefleksyjnie szerzy dalej….
Pierdolenie, bo gada, żeby gadać, żeby zagłuszyć, to co na prawdę ważne….
Pierdolenie, bo podąża jak gęś za tłumem i zapytany nie ma pojęcia co robi….
Pierdolenie, bo podąża jak gęś za tłumem i zapytany nie ma pojęcia dlaczego to robi….
Pierdolenie, bo podąża jak gęś za tłumem i zapytany nie ma po co to robi…..
Mój system nerwowy jest mega nadwrażliwy na pierdolenie, pewnie dlatego, że był nim bombardowany za młodu. Obdarowywany toną bullshitów, popartą rzekomą wiedzą, doświadczeniem, zdaniem światowej sławy autorytetów. Teraz kwestionuję wszystko, dopóki nie doświadczę, nie uwierzę.
Mój system nerwowy zamiast pójść spokojnie w zamrożenie i odcięcie, jak to na obdarowanego ściekami człowieka przystoi, postanowił nagrodzić mnie mega wrażliwością w tym temacie, nadwrażliwością bym nawet powiedziała. Są tego i plusy i minusy. Czuję się posiadaczką ciekawego talentu, widzenia wewnątrz, widzenia tych różnych skorup, którymi okładają się ludzie jak błotem w spa (swoją drogą, ej, niesamowite czasy, że ludzie tony kasy wydają, żeby jak świnie na podwórku, błotem się obłożyć. Nie mówię, że świnia źle robi, sama potaplałabym się w błocie, ale preferuję za darmo, metodą moich dzieci, które w tym temacie w jednym bagnie z ww. przedstawicielami trzody chlewnej). Są i minusy, mój system nerwowy szybko jest przeładowany i musi wyrzucić z siebie tą podstępną energię bullshit detectora. Trudno. Życie.
Zauważyłam, że unikają mnie ludzie, którzy lubią pierdolić, pokazywać się z, w ich przekonaniu, piękniejszej, ale wcale nie swojej strony, Ci co chcą błyszczeć nieswoim blaskiem.
Sama boję się ludzi takich jak ja.
Sama boję się jak pierdolę, że ktoś to zauważy. Bo tak, i ja czasami skuszę się na czar pierdolenia.
Może dlatego tak doskonale wyczuwam każdy bullshit.
I tutaj się zastanawiam, czy w przypadku jak powyżej, mój nieomylny dotychczas detektor pierdolenia włączył się bez powodu, bo po prostu brakuje mi wiedzy medycznej, czy czegoś temu podobnego, w skrócie ziemniakiem w temacie jestem. Czy, jednak lekarz medycyny, który szkolił się lat kilkanaście, lub kilkadziesiąt, oczytał się tony książek, pierdoli?
Kto pomoże rozwikłać ten konflikt natury niełatwej?
Będę wdzięczna, bo konfliktów w ciele mam już wystarczająco na najbliższe parę lat pracy, oszczędzilibyście mi tym odrobinę trudu…..
Dziękuję każdej dobrej duszy, która wesprze mnie w moich dzisiejszych zmaganiach!
