Perfekcjonizm bierze się z poczucia, że nie jestem wystarczająco dobra. Usilne starania, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik są próbą zamaskowania przekonania, że czegoś mi brakuje, że jestem wadliwa. Są próbą uniknięcia wstydu, który niechybnie się zjawi, wyskoczy jak Filip z konopii, jeśli ktoś zauważy moją niedoskonałość, w którą głęboko wierzę…..wewnętrzna krwawiąca rana. Wstyd, bo nie jestem wystarczająco doskonała….żeby mnie kochać. Ktoś zauważył. Wstyd. I teraz mnie skrytykuje, odrzuci, bo teraz już wie, że jestem beznadziejna-lęk przed odrzuceniem. Stąd bierze się perfekcjonizm, z lęku przed odrzuceniem.
Jeśli będę wystarczająco się zaciskać, żeby nikt nie zauważył moich ułomności, nie będę musiała się wstydzić wstydem, który krzyczy do mnie „nie jesteś warta, nie jesteś warta miłości i akceptacji! Teraz czeka Cię odrzucenie”.
A lęk przed odrzuceniem, to jeden z największych lęków, najmocniejszych, najpotężniejszych.
I tak całe życie staram się stawić czoło innym, maskować, doskonale wyglądać, wyglądać na doskonałą uczennicę, doskonałą córkę, siostrę, mamę, żonę, kochankę, pracownicę, doskonałego nauczyciela, doskonałego lekarza, doskonałego…..kogokolwiek, żeby zasłużyć, a wewnątrz wierzę, że jestem „wadliwa”. I tej rany nie zakryję niczym, ona będzie krwawić, ropieć, niezależnie ile plastrów na nią nałożę….żeby zakryć.
Podkreślę, że nie chodzi tutaj o bycie doskonałą uczennicą, córką, siostrą itd., chodzi o to, żeby sprawiać wrażenie bycia doskonałą, bo wewnętrznie wierzę, że i tak słabo, słabiutko. I tutaj wchodzi kolejny lęk, żeby ktoś nie zauważył, że to tylko wrażenie.
I tak, poprzez perfekcjonizm, unikam wstydu, ale nie docieram do sedna. Jestem jak lekarz medycyny konwencjonalnej, staram się „zaleczyć” niedoskonałość, zamiast sięgnąć do korzeni i zobaczyć, że tam siedzi wstyd, a pod nim lęk, przed tym, że jestem niewystarczająca, niegodna miłości i akceptacji, że panicznie boję się odrzucenia i zrobię wszystko, żeby nie dać ku temu powodu.
Zawsze tam gdzie pojawia się perfekcjonizm, jest wielkie potencjalne ryzyko wstydu po zdemaskowaniu. A ten wstyd pali tak mocno, że nie widzę, że pod nim jest lęk przed odrzuceniem, bardzo często nieuświadomiony. Nieuświadomiony, czyli taki, o którym myślę, że mnie nie dotyczy.
To typy walczących perfekcjonistów. Zawsze na maksa, zawsze ku doskonałości.
Mogę też być typem, nazwę go, perfekcjonistą uśpionym, to taki, co zrezygnował, czyli nie podejmuję wysiłków, bo i tak nie uda mi się doskoczyć do ideału. Tak panicznie boję się doświadczyć porażki i wstydu, a w konsekwencji poczucia odrzucenia, że nawet nie próbuję. Skazuję się zawczasu na wieczne nic, żeby tylko uniknąć ryzyka doświadczenia wstydu, który skrywa lęk przed odrzuceniem.
I oczywiście mogę być mieszańcem. W jednej dziedzinie życia np. pracy jestem perfekcjonistką, a np. relacji unikam jak ognia….żeby się nie poparzyć.
Niezależnie od typu, głęboko skrywa się poczucie bycia niewystarczającą, żeby mnie kochać i akceptować…lęk przed odrzuceniem.
Wstyd jest jedną z najpotężniej niszczących emocji. Jest o braku akceptacji siebie, o oddzieleniu od siebie. W patrzeniu na siebie, jest o przyjęciu perspektywy karzącego i nieakceptującego rodzica. Jest o braku miłości do siebie. O oddzieleniu. Ale wstyd to też potężna emocja, która pokazuje nam, że tam pod nią coś się kryje. Warto przyglądać się wstydowi, nawet się na niego narażać, żeby zobaczyć więcej. To on często jest wskazówką, że tam pod nim kryje się nasz cień, czyli wyparta część, z którą nie mamy kontaktu, którą zakopaliśmy pod gruzami nieświadomości, bo tak bolesna, że kontakt z nią nie do zniesienia. Wstyd często wskaże nam nasze lęki. Nierzadko, a może i najczęściej….lęk przed odrzuceniem, ranę, którą zadali nam najbliżsi w dzieciństwie, nie akceptując i odrzucając nas lub nasze części. Im zadali tą samą ranę ich rodzice i tak daleko daleko w przeszłość. Co powiesz na to, żeby zerwać ten łańcuszek?
