Spotykam różnych ludzi na swojej drodze…
Są tacy, co tzw. przykładem nie świecą….
Są też tacy, co nim bardzo świecą….
Ci co świecą: często młodzi, dedykują życie poprawie jakości świata, naprawianiu ludzi, czują energie różnego rodzaju, bujają się na imprezach ze wszechświatem, generalnie oświeceni, już za młodu, znają tajemnice do których Ci pierwsi nie mają dostępu, czują lepiej, myślą lepiej, są lepsi…i tą lepszość, chcą szerzyć dalej w świat, dzielić się swoim odkrytym skarbem, altruiści, piękni, nieskazitelni…..nieprawdziwi.
Ci co nie świecą: ludzie, nie maski. Czasem piją, czasem zdradzają i nazywają to zdradą, nie ujmują w piękną „rozwojową” nomenklaturę, czasem krzyczą, wkurwiają się, zazdroszczą, wstydzą się, ale też radują, prawdziwie czują. Mają mnóstwo brudów schowanych w zakamarkach ciała, czują je dobrze, doskwierają im one mocno, często dopychają do podłogi swoim ciężarem…..prawdziwi.
Czym różni się ten co świeci, od tej plastikowej kobiety, pięknie zadbanej, ubranej w wizerunek zupełnie nie jej?
Wg mnie niczym.
Parafrazując Dżizusa:
„Łatwiej jest temu co nie świeci obudzić się, niż temu co świeci doznać przebudzenia”
Już szybciej ten co nie świeci się obudzi, bo poczucje tą niewygodę, te trudy…
Ten co świeci, nie, bo on nie widzi gdzie może dojść, on wierzy, całkiem i absolutnie, że już tam doszedł. Siedzi na swoim tronie z wyjątkwo kiepskiej jakości waty cukrowej i czeka aż inni do niego dodrepczą, podświadomie żywiąc ognistą nadzieję, że nikt tam jednak nie dotrze, bo wtedy stanie się jednym z wielu, a przecież on jest tak wyjątkowy…..
Z postaw tych osób wyczuwam brak pokory, chęć bycia pierwszym, pierwsiejszym, najpierwsiejszym, lepszym, lepsiejszym, najlepsiejszym…
Nie potrafią zauważyć, że ta postawa jest wspaniałą potrawką dla spragnionego wywyższania się ego….tylko tym, niczym innym.
To świetny zabieg, żeby chronić swoje mury, unikać patrzenia w siebie, do wewnątrz, na prawdę głęboko…zobaczyć co tam rzeczywiście jest.
Tacy ludzie nieczęsto przychodzą po pomoc, bo oni przecież są od pomagania światu, doskonali….
Tym właśnie sprawiają, że każdego dnia tkwią w błocie swoich zaprzeczeń, wypierania, odcinania…..Pustka.
Więc (wiem, wiem, że zdania nie zaczyna się od więc) jeśli czujesz, że już „TAM” dotarłeś/aś, że teraz pozostaje Ci jedynie dzielić się tym z innymi, to wiedź, że jeszcze „TAM” nie dotarłeś/aś”. To Twoje ego robi zabawne sztuczki.
Taki Jezus czy Budda, żeby wspomnieć tych najbardziej znanych. Oni nie łazili napuszeni, bo juz wszystko wiedzą, oni zarażali sobą. Nie kręcili filmików na Insta, czy TikToku, żeby z tą swoją wiedzą, przekazem oświeconym dotrzeć do rzeszy. Oni byli sobą, po prostu byli. Nie stawiali sobie ambitnych celów, byli i pozwalali, żeby inni przy nich też byli.
Odpuść więc nawracanie innych, skieruj się ku sobie, a tym delikatnym zabiegiem zrobisz najwięcej dobrego sobie, a także i światu.
Do siebie, w siebie, do wnętrza…do siódmego kierunku. A potem zarażaj świat sobą. Nie ma innej drogi.
