Nigdy nie należałam do osób podążających za innymi, czasem moja uwaga przylepiła się na chwilę lub dwie do tej czy innej osoby, zabrała, jak ten pasożyt co mnie zadziwiło, zostawiając resztę właścicielowi. Wręcz nie darzę sympatią, jakoś odpychają mnie ludzie, którzy mają tą jakość w sobie, że lubią się do kogoś przykleić, przyglucić, podążają zapatrzeni, zahipnotyzowani, jakby Boga na ziemi spotkali, jakby ten Bóg swoim nieomylnym blaskiem oślepił ich na ich samych. Widzą tylko jego lub ją, zapominając o tym, że to ich życie i to ono ma ich zachwycać najbardziej.
Jadąc dziś autem, słuchałam: Karen Drucker (tak, znowu, ona): Namaste: Namaste Karen Drucker
„Namaste, I see the beauty in you
…………………
The way you leave your life, inspires me
I see the beauty
I see the courage
I see the power
In you
I see you”
Pozazdrościłam. Poczułam, że chciałabym spotkać kogoś takiego, kto by mnie tak pięknie inspirował.
Zaświeciło w głowie: Mistrz przychodzi, jak uczeń jest gotowy.
Uderzyło w głowę, jak szyszka Pomysłowego Dobromira.
Serce się rozbuchało.
Poczułam to z głębi całej siebie, że też wcześniej tego nie zauważyłam….
Moi mistrzowie już do mnie przyszli…
Moi synowi…..
Nieustannnie, od pierwszych momentów swojego życia inspirują mnie, widzę ich piekno, widzę ich odwagę, widzę ich moc. Każdego inną, każdego wielką, każdego niezwykłą.
Nikt nigdy nie inspirował mnie bardziej niż oni.
Moich trzech synów.
Moje światła i cienie.
W zasadzie w przede dniu, urodzin mojego najstarszego syna czuję wdzięczność. Czuję ją każdego dnia od 12 lat, każdego poranka i każdego wieczoru (w dzień, jak nie śpią, to już różnie bywa ) .
Jestem bardzo bogata, mam przy sobie 3 mistrzów, którzy niebawem pójdą w świat, ofiarowując swoje mistrzostwo innym.
Czuję ich jak ptaki, ufnie siedzące na mojej otwartej dłoni. Przyjdzie czas, że polecą. Delikatnie wtedy dam rekę w dół i trochę mocniej do góry, zachęcając ich do lotu.
Wolność, zaufanie, podążanie za swoimi pragnieniami, otwartość, miłość…….
