Ostatnio, w kręgu akademickim, roznieciła się dyskusja o Ustawieniach Systemowych. Czy na uczelni można takie niepotwierdzone naukowo treści poruszać. Byli zwolennicy i było przeciwnicy, jak to w życiu bywa.
W sumie nachodzi mnie szereg pytań dotyczących tego, w jakim sensie to, co naukowo potwierdzone, jest bliższe prawdzie?
Czy prawdą jest kiedy organ X, w swojej wszechwiedzy, potwierdził, że prawda? Ale kiedy organ Y potwierdził, to już nie, bo ten organ Y nie został powołany przez organ Z, któremu Bóg nadał prawo o decydowania o prawdzie?
Ilu ludzi musi potwierdzić, że prawda? I czy głos każdego tak samo się liczy? Nie wystarczy, że jedna osoba powie, że coś działa?
Czy tylko to co, potwierdzone naukowo ma swoje miejsce w przestrzeni życia? A co….
……z powszechnie uznawaną za fakt informacją, że pochodzimy od małpy, te od motyli czy innych jaszczurek? Prawda czy fałsz? Uczymy tego w szkołach, ooo zgrozo! Idziemy z tą wiedzą przez życie. Potwierdzone? No jasne, że nie! Uklepało się w głowach, nawet przeciwników nazywania życia rzeczywistością, zanim nie zostanie to życie, poparte dowodami naukowymi.
Czy zanim potwierdziliśmy naukowo jak się zachodzi w ciążę, to dzieci się nie rodziły?
Czy zioła działają czy nie? Czy tylko te potwierdzone naukowo? A może zaczynają działać dopiero jak się naukowo ich działanie potwierdzi?
Co byśmy potwierdzali naukowo, jeśli nie byłoby osób, które z uporem badają zjawiska, ludzi, reakcje zanim zostaną one udowodnione? Czy oni działają nieetycznie?
Czy chodzi o prawdę w tych badaniach naukowych? Czy o potwierdzanie swojej tezy?
A w ogóle, po co potwierdzać, skoro mnóstwo ludzi mówi, że działa? To chyba znaczy, że działa.
Na ile procent populacji musi zadziałać, żeby uznać, że działa. Jak na 2% to już nie można stosować? Czyli te 2% ludzi nie ma racji? Myli się? Może trzeba im udowodnić, że jednak na nich nie działa, bo przecież niepotwierdzone naukowo?
Takich absurdalnych pytań, do takiej absurdalnej sytuacji mogłabym płodzić bez liku.
Ci to muszą potwierdzać badaniami naukowymi, mają problem z wyczuciem, co jest prawdą. Muszą dostarczyć sobie dowodów z zewnątrz, bo sami się w sobie gubią. Solidne argumenty, poparte nazwiskami i ankietami, dają im gruntowne przekonanie, że wiedzą dobrze, że poznali prawdę. Nie poznali.
Tak samo jak Ci, co mają trudność z poczuciem swojej wewnętrznej wartości, kupują drogo, markowo, bo to dla nich względnie miarodajny dowód na potwierdzenie swojej wartości, na to, że są warci.
Nie da się poznać prawdy poprzez wiedzę, badania, naukę.
Prawda nie potrzebuje udowadniania.
Dla mnie prawda jest tam, gdzie wszyscy się zgadzamy, gdzie każdy czuje to samo. Jest takie miejsce, ale to już temat na zupełnie inne wywody, trochę głębsze, gęstsze i dorodniejsze.
Na potrzeby dnia dzisiejszego, prawdę połączę, w dość swobodny sposób, z wolnością i prawem każdego człowieka do bycia sobą, czucia siebie, i czucia czym jest jego prawda (albo raczej jego kłamstwo 😉 , no jednak musiałam to dodać 😉-kolejny wpis koniecznie muszę o tym 😉).
I tak, każdy ma swoją prawdę/kłamstwo 😉. No przecież, jakbym uważała, że to co myślę, lub czuję, nie jest prawdą, to bym tego nie myślała, nie czuła. Co nie?
Każdy z nas żyje w świecie, tak graficznie, oddalonym od jego ciała może o 15 centymetrów. Każdy ma swój mały światek, złożony z myśli, uczyć, odczuć. Każdego świat jest inny, niepowtarzalny, unikatowy i wyjątkowy.
Każdy postrzega świat swoimi oczami. Mój świat, może i w sposób zasadniczy, różni się od Twojego świat, od świata Pani Barbary sprzedającej bazie na Kleparzu tuż przed Wielkanocą, czy Pana Mieczysława tupiącego laską od góry o mój sufit.
Każdy ma swój świat, a w tym świecie swoje prawdy i swoje kłamstwa. Rolą każdego jest dokopywanie się do tych pierwszych. Jeśli ktoś chce wejść w te 15 cm i wrzucić komuś szuflą do węgla swoją prawdę potwierdzoną naukowo, to ja stanowczo mówię „NIE”. Jeśli ktoś deprecjonuje te czyjeś 15 cm, bo to co w środku nie jest potwierdzone naukowo, to ja stanowczo mówię „NIE”. Każdy ma prawo szukać, błądzić, gubić się, znajdować. Nie musi iść utartą ścieżką wyklepaną literkami, cyferkami, nazwiskami, tytułami i uczelniami.
Bardziej ufam czuciu w tych 15 cm, niż wpychaniu tam ton wiadomości-gości. Głupio przeżyć życie żywiąc się takim papierem i umrzeć w przekonaniu, że upsss, zjedzona wiedza się niestety przedawniła….
Żyjemy po to, żeby czuć. Jakby wyglądało życie bez czucia? Bez emocji? Bez zmysłów? Dmuchana plastikowa lalka, z wgranym programem potwierdzonych tez naukowych. Nie dziękuję.
To nie nauka ma potwierdzać, co prawdą. To człowiek jest prawdą. I żaden brak dowodów tego nie zmieni. Jak można czymś mniejszym (badania), opisać coś większego (człowiek)? Zabawne, a może raczej śmieszne, a może jeszcze lepiej żałosne.
Naszą rolą jako terapeutów, psychologów, nauczycieli, pedagogów, rodziców jest pomagać odnaleźć drugiemu człowiekowi jego prawdę.
Ale nie jest to łatwe, jeśli sami nie odnaleźliśmy swojej. W badaniach naukowych jej nie odnajdziemy. Znajdziemy ją tylko patrząc do wewnątrz. Nie na zewnątrz. Najpierw porządki w sobie i ze sobą, potem wspieranie innych. Nie ma innej uczciwej drogi. Pozbawieni kontaktu ze swoją prawdą, możemy kogoś doprowadzić jedynie do chaosu, usztywnionego obrazu, który sami przyjęliśmy. Możemy jedynie pomóc znaleźć się w cudzym świecie. Świecie, który nie jest nasz, a np. Dr hab. Józefa Buraka. Życie w buraczanym świecie, zamiast swoim własnym. To już nawet nie jest zabawne.
Własnych prawd i własnych kłamstw Ci dziś życzę
Katarzyna,
Taplająca się w swojej prawdzie i swoich kłamstwach.
