Ktoś kiedyś powiedział: Chcieć to co się ma, a nie mieć to, czego się chce.
Ludzie często mają dobre życie, ale chcą inaczej, więcej, ogromniej. Łapczywi. Ja też do niech należę, szczęśliwie coraz rzadziej.
Dumam nad sobą, czasem… często….. Dlaczego chcę? Bo gdzieś zobaczyłam. No przecież inaczej bym nie chciała. No nie mam takiej wyobraźni, żeby chcieć czegoś, czego żaden człowiek nie wymyślił.
I tak oto, chcę na Bermudy. Bo ktoś tam był, ktoś powiedział, że fajnie, ktoś….. I patrzę na tą osobę. Myślę: „fajnie ma, szczęśliwa. Czemu ja nie miałabym mieć fajnie?” I już….”chcę na Bermudy” i święcie wierzę, że chcę i pragnę.
Chcesz, bo widzisz u innych. Czy nie przypomina to, nielubianej przez nas zazdrości? Bo inni mają tak, i ja też tak chcę?
Ale nie, nie, większości ludzi zazdrość nie dotyczy 😉 Oni po prostu chcą tak jak inni mają 😉 A jak to inaczej nazwać? Jak inaczej nazwać chęć posiadania tego, co inni mają? Inaczej niż zazdrość?
Uważasz, że Cię to nie dotyczy?
Patrzę na osobę, której sława i pieniądze spływają po czole i myślę: „fajnie, że jej spływają. Chcę, żeby i mi spływały”. A przecież nie chciałabym jakbym nie wiedziała, że komuś spływa. Zazdrość
Chcę mieć więcej klientów, bo wiem, że można, że niektórzy mają. No, a jak bym nie widziała, nie porównała się z innymi, to bym zapewne i nie chciała, bo skąd bym miała myśleć, że można więcej? Zazdrość
Chcę mieć partnera/partnerkę, bo widzę, że inni mają, ja sam/sama. A jakby tak wszyscy sami? To czy ja bym chciała? Nie wiedząc, że można inaczej? Zazdrość
Chcę dziecko, bo taki wiek i inni już mają. A jakby nikt nie miał, to też bym chciała? Skoro nie wiedziałabym nawet, że można? Zazdrość
Chcę więcej czasu od mojego partnera, bo widzę, że gdzieś tam komuś go daje, a to mi nie może? Też chcę. Zazdrość
Chcę awansować, bo inni są na wyższych stanowiskach, czyli są wyższe stanowiska. Zazdrość
Chcę organizować warsztaty jak X czy Y, a najlepiej na Malediwach jak Z. Zazdrość
Chcę innego partnera/partnerkę, bo widzę, że jednak może być lepszy/lepsza. No widzę, przecież u koleżanki, kolegi. Zazdrość
Chcę przygód, podróży, awansów, kariery, doświadczeń poza ciałem, czuć energię, widzieć zmarłych, kreować obfitość w swoim życiu, wielokrotnych orgazmów, tysięcy lików i komentarzy, subskrypcji i sławy, chcę być celebrytką, influencerką, wizjonerką, chcę mieć piękny biust i wydatne wargi, chcę…..
Czyli logika wydaje się niezaprzeczalna, że większość, tego czego tzw. pragnę to, dlatego że zobaczyłam u innych. Inaczej bym na to nie wpadła. I teraz chcę tak samo jak ktoś inny. Zazdrość.
I tak ciągle chcemy coś mieć, osiągać. Umysł podąża za życiem innych ludzi.
I dążymy za coraz to innym człowiekiem. Osiągniemy to co ma jeden-powiedzmy kolorowy telewizor 😉 To nagle okazuje się, że inny ma to, czego ja akurat pragnę np. wycieczkę do Tunezji, czy innego Maroko. Przypomniałam sobie jak zobaczyłam? Bo w sumie wcześniej chciałem, ale zapomniałem 😉? I tak dalej. 7mld ludzi-robota nie do zrobienia.
Grzebię tak w sobie i swoich chciejstwach, pomysłach na siebie i swoje życie, w zachciankach. Nie odważam się już nazywać ich potrzebami.
Swoją drogą zabawne jak ludzie mówią np. „no ja potrzebuję nowego samochodu, większego domu, podróży”…zawsze tam gdzie ich teraz nie ma. Ale jakby tak urodziła się taka jedna, lub ten drugi w plemieniu Zumbalumba, to nagle by się okazało, że wcale tego nie potrzebuje, bo nawet nie wie, że coś takiego istnieje.
Warto rozróżnić potrzeby od zachcianek. I nie o to koniecznie chodzi, że zachcianki są złe. Spoko, wszystkiego możemy pragnąć, chcieć. Ale o prawdę chodzi, o życie w prawdzie, a raczej o kłamstwo chodzi, o zauważanie, że to właśnie ono. Że kłamstwem jest, że potrzebuję. Mój umysł ma zachciankę i tyle.
Dlaczego jeszcze?
No właśnie, bo zachcianki ciągną nas jak pan w kapeluszu ciągnie, pragnącego wolności i swobody, jamnika. Ciągną to tutaj, to tam. Zachcianki nigdy się nie nasycą. Potrzeby się nasycają (ok, poza tymi neurotycznymi, ale to inny temat). Zachcianka polega na tym, że przy odpowiedniej jej intensywności przestaje cieszyć, chcemy więcej, inaczej . Odciąga nas od tu i teraz i każe wskoczyć w gnający pociąg myśli: kierunek przyszłość.
Czy wyjściem jest podążanie za innymi? Zdobywanie, tego co inni mają, w myśl wielu kierunków mówiących o kreowaniu życia? Czy tym nie nadmuchujemy naszego ego? Czy ta droga ma koniec? 7mld ludzi do podążania za nimi i kopiowania, czy to do udźwignięcia?
A co jakby z patrzenia na wschód, północ, południe, zachód, popatrzyć do wewnątrz? Co jakby zamiast w okna sąsiada, portfel przełożonego, ilość lików koleżanki po fachu, zobaczyć do siebie. I chcieć te swoje okna i to co chronią przed wiatrem.
Może prawdziwą mocą jest dostrzec co mam, i dostrzec tego wartość?
Wiele osób osiągających najróżniejsze cele, ciągle gna do przodu. Umysł nigdy tu. Nigdy teraz. Zawsze wałęsa się poza ciałem. Te osoby nie potrafią inaczej, nie mają wyboru, muszą gnać.
Czy ktoś kto potrafi popatrzyć co ma i docenić, nie umie osiągać celów? Myślę, że umie. Tylko wybiera inaczej. To jest wielka moc. Mieć wybór. I wybierać. A nie podążać za podświadomymi podnietami powodowanymi zazdrością i współzawodnictwem, porównywaniem się i potrzebami stworzonymi z waty cukrowej.
Ile razy jeszcze mam ja, ile razy jeszcze masz Ty dojść do miejsca gdzie sięgniesz swoich gwiazd, żeby za dzień, tydzień, miesiąc max dwa zobaczyć, że to tylko sztuczne światełka ledów przywieszone na suficie sąsiada?
Gwiazdy masz w sobie, nigdy poza sobą.
